Ironiczno-dramatyczna synteza
„Dzisiaj wielki bal w operze. Wszelka dziwka majtki pierze…” — z tym tekstem wśród publiczności we foyer pojawiają się groteskowe postaci. Tak zaczyna się Bal w Operze, poemat Juliana Tuwima przeniesiony na scenę zakopiańskiego Teatru im. Witkacego.
Bal w Operze powstał w 1936 r., ale drukiem ukazał się dopiero po wojnie. Do tego czasu krążył tylko w odpisach. Czytelnicy w głównych postaciach bez problemu rozpoznawali sanacyjnych polityków.
— Czy zdajesz sobie sprawę, że to synteza całego naszego życia, naszej epoki? — pisał krytyk i scenograf Franciszek Siedlecki do poety i tłumacza Seweryna Pollaka. Tuwim ubrał w groteskę obraz ówczesnej Polski: żywiącej się kłamstwem i ideologiczną propagandą. Na wspólny bal zaprosił polityków, generałów, tajniaków i pijaczków, którzy omamieni prasowym bełkotem uwierzyli, że mają do odegrania dziejową rolę.
Brzmi aktualnie? Tak też uważa Dziuk, który w 1985 r. z grupą studentów krakowskiej PWST przeniósł się do Zakopanego, by stworzyć jeden z ciekawszych teatrów alternatywnych, dziś będący zawodową sceną. Na patrona wybrali Witkacego i czują go jak nikt. Bal w Operze jest w swoim duchu witkacowski. Dziuk gra głównie formą: aktorzy recytują, tańcząc, stojąc na rękach i czyniąc wygibasy na kręcącej się karuzeli. Ale zachwycają precyzją i dbałością o słowo.